Fundacja Dr Clown od lat działa na rzecz uśmiechu dzieci przebywających w szpitalach. Wyzwanie, jakie stawia przed nimi pobyt w szpitalu, jest ogromne, zarówno dla małych pacjentów, jak i ich rodziców. Brak poczucia bezpieczeństwa, ból, samotność i stres są stałymi towarzyszami tych, którzy muszą spędzić w szpitalu długie dni a nawet tygodnie. Doktorzy Clowni zmienić ten stan rzeczy i pomóc dzieciom zapomnieć o strachu oraz dodawać sił w powrocie do zdrowia. W rozmowie z Justyną Grzegorczyk, przedstawicielką fundacji w Małopolsce, przyjrzymy się bliżej działaniom, które podejmują, by z uśmiechem na twarzy nieść radość i nadzieję dzieciom przebywającym w szpitalach.
Pracujesz w Fundacji Dr Clown. Na czym polega działalność Waszej fundacji?
Prowadzimy terapię śmiechem na szpitalnych oddziałach. Dorosły człowiek gdy trafia do szpitala potrafi być mocno zestresowany. To nie jest dla nas codzienna sytuacja, do tego strach o własne zdrowie, a nierzadko pospieszny personel, który tu coś mierzy, tu podaje, nie mając czasu na wyjaśnienie. Dorosły. A gdy w tej sytuacji znajduje się dziecko, które prawdopodobnie źle się czuje, bo w dobrym humorze nie trafia się do szpitala. Boi się, a jak się boi to płacze lub się złości. A tu co chwile kolejna nowa Pani która wbija igłę, wciska do buzi gorzkie leki lub znienacka zabiera na badania…dzieci nie rozumieją, że to dla ich dobra. One są tu i teraz. A tu i teraz je boli.
Później musi tydzień spędzić w jednej sali, nie mogąc wyjść na korytarz, bez kolegów, rodzeństwa, psa czy ulubionych zabawek. Nudzi się, a jak się nudzi to też pojawiają się trudne emocje. A mama obok po kolejnej nieprzespanej nocy, po 3 dniach nie ma już pomysłów na spożytkowanie energii dziecka. I właśnie tam jesteśmy my, Fundacja Dr Clown i nasi kolorowi wolontariusze Doktorzy Clowni. Odwiedzamy pacjentów na oddziałach, walczymy z nudą za pomocą iluzji czy cyrkowych sztuczek, kolorujemy uśmiechy na buziach, dajemy rodzicom choć 15 min oddechu. Zdarza się też, że asystujemy, zabawiając małego pacjenta, przy zakładaniu kroplówki, zmianie opatrunku itd.

Okej, wchodzi do pomieszczenia grupa ludzi przebranych w kolorowe stroje klaunów. Co się dzieje wtedy w takim pokoju?
Na to pytanie nie da się krótko odpowiedzieć, bo jest bardzo różnie. Mówimy, że idziemy rozdawać uśmiechy, ale nie zawsze dzieci mają ochotę się śmiać. Zresztą, nic dziwnego po zabiegu, gdy leki przeciwbólowe przestają działać, lub właśnie schodzi znieczulenie. Doktorzy Clowni po pierwsze przykuwają uwagę i budzą zainteresowanie, wyciągają dzieci i rodziców ze szpitalnej rzeczywistości. Następnie na szybko badają nastawienie dzieciaków, czy nikt nie śpi, czy ktoś się boi, czy wszyscy są w szampańskich nastrojach. Mamy zasadę, bardzo ważną, że to dziecko decyduje czy możemy wejść do sali (pytamy o to zawsze). To dziecku oddaje sprawczość, a gdy się boi lub jest niepewne, dajemy mu przestrzeń i pokazujemy, że nie zrobimy nic wbrew niemu. W szpitalu mało kto pyta dzieci o zdanie, bo nie ma na to przestrzeni. Badania i zabiegi muszą zostać wykonane tu i teraz kiedy jest na to czas. Dlatego dla nas ważna jest decyzyjność dziecka, przy wejściu do sali, wyborze koloru balonika, czy właśnie tego, co zadzieje się w sali. Jak tylko się da to staramy się podążać za dzieckiem i jego pomysłami.
Później w zależności od sytuacji, wieku, nastrojów – rozbawiamy 🙂 Przy małych dzieciach w ruch idą bańki mydlane, które zawsze oczarowują wszystkich dookoła, żonglerka chustami czy zabawy kolorowym noskiem. Przy większych tworzymy bajkowy świat, żartujemy, szukamy punktów zaczepień w otoczeniu dziecka jak np. dinozaury na piżamce i budujemy wokół tego improwizacje, wciągając dziecko i rodzica do zabawy. I dzieje się magia 😀
A pamiętasz swoje wrażenia przy pierwszej wizycie w szpitalu? Jakie emocje Ci towarzyszyły?
Pamiętam, bo i emocji i wrażeń była cała masa.
Wizyta była super! Miałam w głowie masę myśli i obaw, bo to pierwszy raz, ale szybko zniknęły. Dlaczego? Bo były moje, a na oddział weszła Doktor Kolorowanka 🙂 Kiedy się przebierasz i wchodzisz w postać, zapominasz o tym co wiesz, czy czego się boisz. Twoja postać to Doktor Clown, on nie wie co to są choroby , EKG i inne trudne i poważne tematy. Doktor Clown wie co to jest uśmiech, humor dobry lub zły i wie jak rozweselić. I tak było 🙂 Po wejściu na oddział widział dzieciaki, które chcą się bawić, które potrzebują być dziećmi i to było ważne, nie diagnozy.
Emocji było wiele. Stres czy dam radę i nie wymięknę, jak zobaczę dzieci, radość i fascynację, że mogę zrobić coś tak fajnego, ciekawość… jak to jest odwiedzać szpital z takiej perspektywy, ale trochę też onieśmielenie bo do tej pory w szpitalu byłam w mało przyjemnych okolicznościach. Lecz przede wszystkim jednak dużo radości, satysfakcji i naprawdę pozytywnej energii.
Był też moment wielkiego smutku i poczucia niesprawiedliwości… to praca w szpitalu, więc musimy być świadomi, że możemy być świadkami wszystkiego co w szpitalu się wydarza…ale jak to mówią Doktorzy Clowni na 100 wizyt, może na 101, trafi się jakaś trudna sytuacja. U mnie padło na pierwszą 🙂 Ale prawda jest taka, że jak raz spróbujesz, nie chcesz przestać. Idziemy dawać uśmiechy, a wracamy tak tymi uśmiechami naładowani, że na tej energii działamy cały tydzień do kolejnej wizyty.
Masz swoją ulubioną historię, którą pamiętasz ze szpitali?
Niejedną. Są zabawne, bo dziecięca fantazja nie zna granic i te wyciskające łzy wzruszenia, kiedy rodzice płaczą, bo widzą uśmiech dziecka pierwszy raz od miesiąca.
Bardzo fajnym uczuciem jest asystowanie u dzieciaków przy zabiegach. Kiedy obserwujesz jak ze strachu i buntu na ich twarzy pojawia się najpierw spokój i zaciekawienie a później uśmiech. Zapominają o obecności pielęgniarki, która w tym czasie też z dużo większym spokojem wymieni kroplówkę, da zastrzyk w kolano, czy pobierze krew.
A jak historia to o Robocopie! A właściwie 9-letniej Dorotce z chirurgii ortopedycznej. Dorotkę spotkałam po raz pierwszy tuż po jej operacji, jeszcze pod lekkim wpływem leków. Operowane oba kolana, wsadzone w ciężkie metalowe stelaże. Mnie zabolało na sam widok. Ale Dorotka od początku (choć lekko otumaniona) chętnie wchodziła z nami w interakcji. Robiliśmy w tej sali balonową lekcję. Dorotka żartowała z nami od początku, w pewnym momencie zaczęła opowiadać o swoich konstrukcjach. “Wyglądasz jak Robocop” popatrzyła na mnie zdziwiona nie znając tego bohatera, ale pokrótce jej wyjaśniłam co i jak. Zostawiliśmy recepty na uśmiech i poszliśmy dalej.
Tydzień później znów spotkaliśmy Dorotkę, która widząc nas przy drzwiach krzyknęłaL: “Proszę Pani, dziś jestem różowym Robocopem! Mamo podaj wózek”. Jej metalowe ortezy były zmienione na różowo, a Dorotka mimo dodatkowego ładunku SAMA! wspięła się na wózek, lekko krzywiąc z bólu, mówiąc, że ona idzie z nami, bo umie robić balony więc będzie naszym pomocnikiem w innych salach!.
Niesamowite jak dzieci zapamiętują takie rzeczy! Dorotka rulez! A powiedz, co stanowi największe wyzwanie w Twojej pracy?
Moja praca poza częścią działania w szpitalu to głównie praca z wolontariuszami, i chyba to jest dla mnie największe wyzwanie. Zadbać o nich, nawet jeśli oni zapominają zadbać o siebie. Ten wolontariat wciąga swoją pozytywnością, ale są czasem sytuacje, które warto z siebie wyrzucić i przegadać. Zostawić w szpitalu i nie zabierać do domu.
Dla mnie jako człowieka, nie pracownika, najtrudniejsze jest obserwowanie bezradności rodziców, którzy czekają na wyniki, diagnozę. Doktorzy Clowni też są dla nich, by wybić ich z tej autostrady czarnych myśli, do których mamy, jako ludzie, skłonność…

Co w Twojej pracy z dziećmi i rodzicami, bo przecież i ich widzisz w szpitalach, liczy się dla ciebie najbardziej?
Ten moment kiedy widzisz na ich twarzach, że przez te 5 min nie są w szpitalu. Przez te 5 min jest “normalnie”. Ten moment kiedy mam po cichu wymyka się do toalety, lub przed salę spokojnie porozmawiać przez telefon. Gdy tata na te 5 min przestaje być głównym punktem zainteresowań, pytań i próśb o zabawę i może wziąć oddech 🙂
Wspominałaś o Twojej pracy z wolontariuszami. Jakie są najważniejsze umiejętności, jakimi powinien się charakteryzować wolontariusz Fundacji Dr Clown?
I tutaj, może to będzie zaskoczenie, nie mamy listy cech Doktora Clowna. Każdy jest inny. Jeden cichy, drugi głośny. Jeden marudzi a drugi ciągle się śmieje. To co trzeba mieć, to dystans do siebie. Musimy umieć się śmiać z siebie bo na tym nasza praca polega.
No i trzeba dodać, że poza tym, że trzeba umieć się śmiać to raz na tydzień lub raz na dwa tygodnie mieć wolne popołudnie i chęci, a pozostałych rzeczy nauczymy chętnych na szkoleniu.

A z takiej czysto technicznej strony jakie działania podejmujecie, żeby odwiedzać dzieci na najwyższym poziomie?
Wolontariusze są specjalnie przeszkoleni i technicznie przygotowani do wizyt w szpitalach. Mają pewne zasady postępowania, których obowiązkowo się trzymają. Od podstawowych, jak maseczka, dezynfekcja rąk po salach, przez takie, które bezpośrednio dbają o komfort dziecka. Pytamy dziecko o zgodę, pilnujemy ilości bodźców do wieku, przy maluszkach działamy bardzo delikatnie. Jesteśmy bardzo uważni na dziecięcy nastrój, który potrafi się diametralnie zmienić nawet w sekundę 🙂
Chcemy wspierać, nie dokładać stresu rodzicom i personelowi.
Justyna Grzegorczyk
Od 2015 roku związana z organizacjami pozarządowymi w Polsce, gdzie koordynowała projekty rekrutacyjne i promocyjne, odpowiadała za komunikację z 11000 wolontariuszy. Z wykształcenia pedagog, animator społeczno-kulturowy. Aktualnie koordynuje Małopolski oddział Fundacji Dr Clown z siedzibą w Krakowie. Prywatnie pasjonatka wypieków, właścicielka dwóch odratowanych kotów i mistrzyni ceremonii humanistycznych @ceremonie_powaszemu.